Dawno dawno temu żyli sobie filozofowie, czyli ludzie światli, ceniący naukę. Widzieli oni świat jako całość, nie ograniczali się do jednej dziedziny nauki. Byli fizykami, chemikami, lekarzami, a także nieobce byly im nauki społeczne. Tak wyglądały czasy przed średniowieczem. Podobnie było też w epokach po tym okresie, lecz takich ludzi już najczęściej nie nazywamy filozofami.
Obecnie filozof stracił zupełnie swój status. Nie jest już człowiekiem „kochającym wiedzę”, tylko marzycielem, kimś oderwanym od rzeczywistości. Tak odbiera go społeczeństwo. Społeczeństwo, dla którego liczy się pogoń za pieniędzmi, a co za tym idzie — pogoń za rozwojem, ale w jak najwęższym kierunku. Programista, dentysta, psychoanalityk, księgowa. Ale nawet przedstawiciele tych zawodów w obrębie swojej dziedziny zajmują sie najczęściej tylko pewnym jej wycinkiem. Niby to dobrze, bo każdy może wybrać to co lubi robić, a w dodatku umie to robić dobrze. Pracuje i cała reszta wiedzy nie jest mu potrzebna. Bo najważniejsze w życiu jest zarabianie pieniędzy.
Takie podejście do życia jest powszechne. Ciężko więc mają osoby, ktore pasjonują się wiedzą, którzy mają wszechstronne zainteresowania i predyspozycje do wielu zawodów. Według powszechnego przekonania „jeśli ktoś jest do wszystkiego, to jest do niczego”. Trudno być najlepszym w jakiejś dziedzinie jeśli zainteresowania sięgają dalej. Taki człowiek jednak ma szerszy ogląd rzeczywistości i potrafi dużo lepiej analizować problem, z którym się zderzył. Jest podobny do takiego starożytnego filozofa, który przecież nie wytwarzał żadnych dóbr, nie świadczył usług, ale był poważany i potrzebny. Współczesny wszechstronny człowiek musi się specjalizować, a całą resztę zostawić dla siebie. Niewiele osób go zrozumie, a spora większość będzie wyszydzać.
Czy naprawdę nie ma już miejsca dla ludzi o szerszych zainteresowaniach? A może jestem w błędzie i widzę świat inaczej? Ciekaw jestem Waszej opinii i zapraszam do dyskusji.